game

game

piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 6

Noemi
Jeśli ktoś był kiedyś pomiędzy młotem i kowadłem, to pewnie zrozumie moje położenie. I cały misterny plan w pizdu. To nie tak miało wyglądać, co prawda chciałam namieszać, ale to miał być zamęt kontrolowany (powtarzam kontrolowany!), abym mogła wybuchnąć udawanym śmiechem z jej reakcji i powiedzieć, że po prostu chciałam ją wkręcić, ot taki tam psikus pod adresem dziewczyny mojego brata (oczywiście, gdyby z jego spojrzenia wynikało, że wygrałam i będzie trzymać gębę na kłódkę). Ale wszystko pieprzło... Nie mam pojęcia czy uda mi się cały ten burdel ogarnąć, śmiem wątpić. Jedno jest pewne - mam przesrane.
Spoglądam z wściekłością na przyczynę tego całego zamieszania, jednak jest ona chwilowa, nie ma co zawracać sobie głowy niepotrzebnymi emocjami, tylko człowieka rozstrajają, nie pozwalają się skupić na problemie. A problem jest nie mały: Pobiec za bratem i spróbować jakoś naprostować sytuację, aby nie mieć zajebiście przesrane, albo zostać i grać jak to sobie zaplanowałam. Brat czy komp, brat czy komp, oto jest pytanie. Dni bez gier były dla mnie udręką, ale... ach raz będę dobrą siostrą. Ale komputer tak kusi, woła mnie, przyzywa... Chuj z tym! Tyle czekałam to jeszcze poczekam, naprostuję sytuację i wracam. Tak, postanowione. Zarzucam torbę na ramię i wybiegam na ulicę w poszukiwaniu Nicka i Marie.

Armin
Dzień dobry, tu Armin. Heheheh.
Uwielbiam rozwalać Noemkę na kawałki. Zawsze tak śmiesznie się patrzy i zachowuje, gdy coś odwalę. Powiedzmy, że to wszystko było dla fun'u.
Rudy cyborg wyleciał z kafejki jak oparzony, a ja zostałem. Grałem do 19.00. Miło było odpocząć od Alexy'iego.
Tak czy siak wróciłem do domku, Alexy coś mi jeszcze jęczał, w locie powiedziałem "cześć" rodzicom i zamknąłem się w Twierdzy. Doczepiłem do ściany na buildy, plany strategiczne (i ewentualne kody) kartkę z kilkoma nowymi pomysłami na grę. Potem był proces rzucania się na łóżko, stukania w tabliczkę przy nim do puszczania muzyki (mam taki ekranik wgrany w ścianę przy łóżku i głośniki w ścianach, uwielbiam czasem po prostu leżeć i słuchać tego i owego) i myślenia o głupotach. Puściłem sobie Melanie Fionę  "Monday Morning".
Zastanawiałem się przez moment, czy ta cała separacja od świata ma sens. W całej szkole rozmawiam tylko z moim bratem gejem. Jestem tam raczej obserwatorem. I wychodzi na to, że ludzie są nudni. Ale nie jest najgorzej. Noemka to też pieprzony samotnik. Czyli nie jestem aż tak dziwny. Nie no, cofam to. Noemka jest cyborgiem. Cyborg nie może być normalny. To znaczy może. W sensie raczej cyborg jest normalniejszy ode mnie. Tak, chyba tak.
Problem polegał na tym, że zasnąłem. Obudził mnie Alexy. Rozumiecie? Wstałem na drugi dzień w ubraniu, nieogarnięty, nieumyty, tak jak stałem tak padłem. Był piątek. Gdyby nie pieprzony niebieskowłosy król wróżek (wcale nie brzmi pedalsko) zaspałbym. Przebrałem się (żeby nie było) i wziąłem dupę w troki.
Boże, kolejny dzień w budzie. Chorej, różowej budzie. Ci ludzie powinni się leczyć. Strasznie nie lubię Nataniela, tego lizydupa. I te dziewczyny tez jakieś takie puste. Wszyscy są nudni. Akurat na przerwie wykonałem kurs do szafki po książki. Szafki nie mam jakoś urządzonej, nie obchodzi mnie ona. Boże, ten róż na ścianach. Fuj. Na drugiej lekcji miałem chemię. Nie lubię chemii i ani mi się śni pisać z tego gówna matury. Co śmieszniejsze, lubię biologię, a to się chyba wyklucza. Więc oczywiście nie słuchałem tej kobieciny. Dziwnie się nazywa. Delanay. Nie lubię jej.
Ni zadania, ni przygotowania, ale siedziałem cicho. Zaczęła się loteria do pytania. Zgadnijcie, kogo złapał Święty Palec Boży. Mnie. :))))
Podszedłem z zeszycikiem. Bum, pierwsza pałka za brak zadania. Pytanie. Nie wiem. Drze mordę. Bla, bla, jak możesz nie wiedzieć, bla bla, jesteś chyba upośledzony to są podstawy, bla bla. Drugie pytanie. Odpowiedziałem ale nie wiedziałem do końca. Bla, bla, to wiesz czy nie wiesz, bla bla. Trzecie na tablicy, liczenie. Błąd w liczeniu. Bum, pałka za całość. I opierdol. Że znowu jestem upośledzony, opóźniony, głupi, nic do mnie nie dociera. Ciężko było utrzymać język za zębami.
- Nie obchodzi mnie to. Mam w dupie chemię. Nie piszę z tego matury więc nie muszę tego umieć, to nie znaczy, że jestem upośledzony. To, co pani mówi świadczy tylko o pani.
Bum, zostaję po lekcjach, potem odwiedzić pedagoga. Suuuper.
Więc wróciłem do ławki i w myślach przeklinałem tę kobietę. Potem się zdrzemnąłem. Następnie darcie mordy Delanay na któregoś z uczniów mnie wyrwało ze snu. Więc zacząłem coś bazgrać. Nie mogłem wtedy pograć, bo nie odrywała ode mnie wzroku. Dzwonek. Siedziałem sobie i czekałem na wyrok.
I tu czas się zatrzymuje. Noemi podeszła do mojej ławki. To było tak dziwne. Po raz pierwszy stała tak blisko mnie. Miałem wrażenie, jakbym czuł na sobie jej oddech, chociaż wiem, że tak nie było, może to wszystko to złudzenie, a UFO istnieje? Spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. Po tym zdarzeniu wiedziałem już, że w tych oczach są takie śmieszne, złote cętki. Nie miałem pojęcia, co w tej chwili powinienem zrobić. Byłem trochę sparaliżowany. To wszystko było takie... nierealne.
Zostawiła jakiś papier na moim biurku. Nic nie rozumiałem. Nie potrafiłem w tamtej chwili nic zrozumieć. Powiedziała tylko jedno słowo. "Zadzwoń". Istny kosmos.
Na kartce, w sumie to na świstku papieru widniał ciąg liczbowy. To do niej? Nie, to niemożliwe. Myśl trzeźwo. No tak. To zwykły żarcik. Nie byłem do konca pewien, o co chodzi. Psycholog, czy psychiatra? Okej, Noemi, ja wiem, że sądzisz, że mam tam jakieś upośledzenia, wady, niedociągnięcia, okej, niech ci będzie, ale żeby wysyłać mnie do specjalisty? Nie wierzę w to, wybacz. Aż taka chyba nie jesteś.
Że co? To niby jej numer? W życiu Romana nie podałaby mi swoje numeru, w końcu w jej mniemaniu jestem, no wiecie. A może to numer do smacznej pizzeri? Albo sześćdziesięcioletniego pedofila? Oh, Noemi, ty żartownisio. Nie no, cyborgi chyba nie mają poczucia humoru. O co ci chodzi?Haalo, Armin, tu Ziemia. Delanay, skup się na niej. Co o niej wiemy? No cóż, nie więcej niż to, że jest okropna i beznadziejna. I ma te swoje humorki. Kazała mi do niej podejść, komuś tu nie chce się ruszyć dupy.
Ale w głowie tłukła mi się Noemi. Zapomnij, zapomnij.
- Co to za zachowanie? - obudził mnie głos tej pluskwy. Spojrzałem na nią w najbardziej paskudny sposób, jaki potrafię. Milczałem. - Odpowiadaj!
- No i co tu mogę pani powiedzieć? - odpowiedziało mi długie milczenie - to chyba na tyle - i założyłem kostkę na ramię powoli odwracając się do drzwi.
-Proszę? - denerwował ją fakt, że mam tę rozmowę w garści, że dominuję. Olałem ją i wyszedłem. Ani me, ani be. Nawet się nie pożegnałem. Po wyjściu z klasy słyszałem jeszcze darcie tego babsztyla. Powinienem od razu ruszyć do dyrektorki, ale akurat jej nie było. Szczęście? Chciałem zwiać, ale to oznaczało tylko jedno - problemy i kłopoty, które i tak już narobiła mi Delanay. Więc zostałem. Po lekcjach czym prędzej poleciałem do domu.
Przyczepiłem numer do ściany i miałem chaos w głowie. Obiecałem sobie go nie dotykać i o nim powoli zapomnieć. Jednak cała scena z Noemi, która stała tak blisko mnie... To wszystko kłębiło się w moim umyśle i nie chciało, cholera, zniknąć, ukryć się we mgle. Wystukałem numer w google. No tak. Psycholog. Serio, Noemi? Czyli ma mnie za ciężko chorego. Pewnie ma rację. Chyba lepiej będzie jednak się usunąć. Na jakiś czas. Dać sobie spokój.
Westchnąłem ciężko i odgarnąłem włosy. Zasiadłem przy no, wiadomo czym i zdecydowałem się nerdzić na potęgę, w końcu i tak był wtedy piątek. Może wam to się wydawać czymś niemożliwym, ale będąc graczem łatwo zdobyć wielu znajomych. Wiem, że określenie no-life kojarzy się raczej z grubymi samotnikami, jednak...

Jestem strategiem. Ludzie lubią ze mną grać, bo zawsze coś wykombinuję.
Szkoda, ze w realu już nie jest tak łatwo z ludźmi. Wszyscy są nudni, szarzy i nie wiem, może po prostu widzę wszystko na odwrót. Naprawdę jestem chory? 

Zdzwoniłem się z kilkoma osobami do teamu. Mówią mi "kropka". To prawie komiczne. Siedziałem bardzo długo przed kompem.  Jeden z moich kumpli nawet istnieje, tak wiecie, na co dzień, w sensie czasem nawet się widujemy. Rzadko się to zdarza, bo chodzimy do różnych szkół a on jest jeszcze gorszym nerdem ode mnie, czyli czas przy kompie > wszystko inne. Jest dość chudy i nosi okulary, przy czym ma półdługie kręcone włosy. Jego nick to Lynx. Oczywiście mógłbym się rozpisywać na temat moich "znajomych", na przykład Rihno to genialny gracz, ale specjalizuje się w ataku z dystansu, jeszcze jest Grimm, dobry teamwork, w sumie to za dużo do gadania. Ogólnie mam z kim gadać w Internecie. Mimo, że jestem pieprzonym hejterem. Tak, mówię otwarcie, hejcę. Jestem chamskim, szczerym do bólu hejterem. I lubię obrażać innych. Może bez jakiś rewolucji typu "zabij się", ale utrzymuję, że nasze społeczeństwo jest za mało szczerzy i że bez takich prawie anonimowych ludzi z internetu jak ja (bo i tak ci idioci, których komentuję mnie nie znają) to kretyni pozostaliby kretynami.
Postanowiłem zerknąć na Shadow Huntera. Cały czas offline. Ostatnio online w czwartek 15.42. Ty niegrzeczny. Czyli jak? Grasz czy nie? Może zdecydowałeś się pójść wreszcie na jakieś studia? Mama już nie chce cię utrzymywać? Nawet nie potrafisz sobie zorganizować czasu jak człowiek. Przecież to tylko maszyna.
Właśnie, Armin, to tylko maszyna. Maszyny mają to do siebie, że nic nie czują.

Głupie maszyny. Chciałbym móc być ponad to wszystko. I niby jestem, ale sam nie wiem.

Było chwilę po czwartej (w nocy, niestety). Wtedy właśnie myślałem o tym, by może udać się spać.
plum - nowa wiadomość


L: 04:13 - hej kropeczko ( ͡° ͜ʖ ͡°)
...: 04.13  cześć, cześć! gadaliśmy 6 minut temu, już tęsknisz? 
L: 04.14 - oczywiście
...: 04.14 - ej ale serio, czego chcesz?
L: 04.14 - :'(
...: 04.15 - no powiesz mi?
Zaczynałem się nieco niecierpliwić.
L: 04.15 - izi armin, izi. ponieważ jesteś pieprzonym odludkiem pomyślałem, że jak ja ci nie powiem, to od nikogo się nie dowiesz
...: 04.16 - super, o co chodzi?
L: 04.16 - o walki botów
...: 04.16 - ale masz na myśli megaboty?
L: 04.17 - nie no, co ty, megaboty drogie, poza tym nie chce mi się dojeżdżać
...: 04.17 - chwila, ty mi coś proponujesz?
L: 04.17 - ( ͡° ͜ʖ ͡°)
...: 04.17 - powiesz mi wreszcie o co chodzi?
L: 04.18 - chodzi mi o te mniej legalne boty. mianowicie w slumsach, w starym magazynie o 1.00 w niedzielę ma się coś takiego rozegrać
...: 04.18 - chyba trochę oszalałeś, chodzi ci o garażowce?
L: 04.18 - dokładnie, to co, armin? ty, ja, dwa boty, kontrolerzy i ludzie pod tytułem "publiczność", którzy będą nam zasłaniać i nas denerwować
L: 04.19 - halo kapitanie kropko
L: 04.19 - ej odpisuj mi
L: 04.20 - nie obrażaj się pipo
L: 04.20 - pfff
L: 04.20 - halo armin 
L: 04.21 nie śpij mi tu
...: 04.22 - to nie taki zły pomysł
L: 04.22 - gdzie byłeś jak cię nie było? 
...: 04.22 - kocham twoją logikę
L: 04.23 - gdzie polazłeś
...: 04.23 - umyć się, chyba mi wolno 
L: 04.24 - izi, to jak, idziesz?
...: 04.24 - a wiesz co? pójdę
L:  04.24 - dalej polujesz na shadow huntera?
...: 04.25 - nieustannie. ostatnio nie mogę na gnoja trafić, ciagle offline
L: 04.25 - to słuchaj tego: grałem z nim w czwartek
...: 04.25 - co
...: 04.25 - serio?
L: 04.26 - tak, serio. i przegrałem, bo wziął assasina i był cholernik nafeedowany
...: 04.26 - matko święta, muszę wreszcie na niego zagrać, powiedzmy, że prawie tęsknię za graniem na niego
L: 04.26 - mistrz armin i jego przechwałki 
Głupio uśmiechnąłem się do minitora.
Pisałem z nim do wpół do i oświadczyłem mu, że idę spać. Obudziłem się dość późno. Sobotę przegadałem ze "znajomymi". 
Nie poszedłem spać. Umówiłem się koło alejki św. jakiegoś tam, którą z Lynxem nazywamy "grube biedronki", bo na wiosnę i lato roi się tam od biedronek. Mieliśmy się spotkać o 00.20 ale się spóźnił.
Garażowce jak to garażowce. Ludzie, dziwni ludzie w dziwnych ubraniach i fryzurach, połowa paliła różne rzeczy w międzyczasie a druga połowa była pijana. Slumsy, nic dodać, nic ująć. Trzymałem się z Lynxem bo trochę głupio byłoby wtopić się w tych ludzi samemu.
Co tu dużo mówić. Boty się nawalały i jakoś tak to szło. 
Już wam tłumaczę te całe walki. Z czasem, gdy technika szła naprzód zaczęto tworzyć roboty. O robotach mówiło się dużo już od bardzo dawna, gdy ludzie wyobrażali sobie czasy w których siedzę. Zaczęły najpierw powstawać te podstawowe: do odkurzania, mycia naczyń i tak dalej. Początkowo tylko bogatsi mogli sobie na nie pozwolić, z czasem jednak większość ludzi posiadała to w domach. Tak czy siak zaczęto myśleć o walkach botów. W końcu skoro gry poszły tak do przodu, to dlaczego by nie poruszyć robotów? Temat nawalających się maszyn pogłębiał się i zaczęto budować - uwaga, uwaga - coś na kształt areny na te walki. Są one w większych miastach. Buduje się ogromne boty (megaboty), które właśnie tam walczą. Przychodzi ogrom ludzi na arenę. Oczywiście, bilety są cholernie drogie. Jednak chciałbym kiedyś się tam wbić. Może za dziesięć lat, kiedy bilety stanieją...
A wiecie, jak to jest. Zawsze można mieć to co drogie taniej, ale w trochę innej wersji. 
Tak czy siak stałem tam z Lynxem i wpatrywaliśmy się jak małe dzieci w chodzące tostery i inne dziwne machiny. I chyba bzikuję. Widziałem Noemkę ciemno ubraną z na czarno pomalowanymi oczami. Chyba. Nie. To nieprawda. Boże, jestem chory? Mam do tego wszystkiego jeszcze zwidy? Dlaczego wszędzie ją widzę? W szkolę, tutaj, kafejka... A może część z tych Noemek to klony? Głupio żartuję. Może ma siostrę bliźniaczkę (bliźniacze rodzeństwo to koszmar, zwłaszcza gdy twój brat ma niebieskie kłaki, jest zadeklarowanym gejem i dobiera ci pedalskie ubrania) , albo po prostu ktoś do niej podobny? Słyszałem, że na świecie statystycznie jest pięć osób które wyglądają jak ty. To NIE MOŻE być Noemka. Świruję. może serio powinienem... ten psycholog. Nie, nie, pff. Proszę Armin, bądź chociaż przez chwilę normalny. Wyrzuciłem Noemi z głowy razem z moimi zwidami. 
Pierwsza walka. Idzie jakieś metalowe gówno (heheheh) i drugie coś, co bardziej przypomina robota. To drugie coś to X300 (w każdym razie tak na to wołają) i jest na pewno bardziej humanoidalne (czyli ma nawet ręce i nogi, jako tako) od tego czegoś pierwszego, co nawet nie przypomina opiekacza. Serio, X300 miał się nawalać ze złomem. Dobra, może trochę przesadzam. Ten złom nawet się przemieszczał i czymśtam machał (nibynóżka?). Tak czy siak nietrudno zgadnąć który robot dał radę. Kontroler X300, a właściwie jego ledwo widoczny cień (chyba był gruby, taak, na pewno był tłuściochem, jestem tego pewny) wyglądał na dumnego z siebie. Też mi coś. To tak jakbym grał z SI w chociażby lola. How emotions. Po prostu chodzisz po mapie i z kamienną twarzą i w sumie znudzeniem zbierasz fragi. Ten kontroler musi być do dupy (dlatego uważam, że jest gruby).
Co śmieszniejsze dość długo pociągnął. Ale w przedostatniej walce ssał. Gościu miał farta, Bo serio, ledwie co jego robot to przeżył. I żeby było śmiesznie wygrał. to chore, ale tak. A z rudny na rundę przeciwnicy rośli w siłę. 

Właśnie miała zacząć się ostatnia walka. Coś wielkiego. Byłem pewny, że X300 chuj dupa kamieni kupa już padnie. Nagle kurtyna kontrolera się poruszyła (nie zwróciłbym uwagi, ale ostatnio jestem lepszym obserwatorem) i... no trochę ciężko w to uwierzyć. Nagle X300 dostał jakiegoś, nie wiem, chita, moda? To było chore. To tak jakby w ciągu dwóch minut kontroler poznał wszystkie sztuki walki i jej sposoby (i nie tylko w grze, miał w sobie coś z aikido). Gówniany X300 (ale wciąż humanoidalny!) pokonał robota przynajmniej pięć razy lepszego od siebie. Nie do końca potrafiłem w to uwierzyć, to co zobaczyłem. Lynx też stał wmurowany. Spojrzeliśmy na siebie z podobną miną pt. "co". 
Byłem pewny, że nikogo znajomego (poza Lynxem z którym tu przylazłem) tam nie spotkam, a tu co? Kastiel wychodzący z tej meliny. Ujrzałem go gdzieś tam w tłumie. No, w sumie tutaj jest wielu dziwnych ludzi, punków, albo czegoś na ich kształt, fanów rapu, żuli. 
W każdym razie wraz z Lynxem ruszyliśmy w stronę domów. Kiedy się rozstaliśmy na Grubych Biedronkach zaczynało się robić trochę jasno. Pożegnałem się z kompanem i obiecałem mu moją następną grę (to znaczy, mecz, który zagramy razem).
I tutaj zawaliłem. Idąc do Twierdzy nieumiejętnie zamknąłem za sobą drzwi i skrzypnąłem budząc Alexy'iego, który zamieszkuje w pokoju obok i ma dość lekki sen (więc Bogu dzięki nie chrapie). Wstał, przetarł oczy, a że spał przy otwartych drzwiach (jak tak można?) mógł z łatwością na mnie spojrzeć. Ujrzał mnie potarganego, trochę brudnego i wymęczonego (z walk garażowców ciężko ujść cało, pewnie jeszcze rąbałem alkoholem, ah ci ludzie). Mój brat wyglądał na nieco zdenerwowanego, tylko się głupio uśmiechnąłem i mu pomachałem jak debil. Pierwsze co, to zrzuciłem z siebie ubrania, które śmierdziały menelami z odległości komody na drugim końcu pokoju (byłem ładnie ściśnięty w tej "publice") założyłem to, w czym zwykle śpię (luźne bokserki z koszulką) i chwilę po rzuceniu się na łóżko zasnąłem (dawno nie spałem, ostatnio się dużo nerdziło).

Moją ostatnią myślą przed snem był fakt, że czeka mnie w budzie rozmowa z dyrektorką. Wcale nie jest fajnie. Eh. 
Miałem chory sen. Byłem w nim psem dyrektorki (???) i biegałem po szkole. Wskoczyłem na Amber, a ona wsadziła mnie do swojej torebki mówiąc: dlaczego znowu kopiesz dołki? (???), ale uciekłem i schowałem się w męskiej toalecie, gdzie znalazłem Nataniela wrzeszczącego na pisuar (???), po czym przybiegła dyrektorka nazywająca Amber okrutna porywaczką. Potem zaczął się koszmar. Byłem jej pieskiem. Wstałem z wrzaskiem. Nie chcecie wiedzieć, co ta stara pląkwa mi robiła.

Noemi

Jakoś udało mi się naprostować całą aferę z bratem i jego dziewczyną, co zajęło mi kilka bitych godzin! Godzin, rozumiecie? Czasem zastanawiam się czy niektóre dziewczyny mają sieczkę zamiast mózgu, musiałam jej pomachać dowodem osobistym, aby w końcu do niej dotarło, że nie jestem dziewczyną Nicka, bo jest moim bratem do cholery jasnej! A że durna blondyna zamknęła się w damskim kiblu w jednej z galerii handlowych, nie miałam co liczyć na jakiekolwiek wsparcie. Udało mi się jednak odnieść sukces, niestety tak jak sądziłam moje relacje z bratem ze złych stały się jeszcze gorsze i nie ominęła mnie kara za złamanie szlabanu, no cóż przynajmniej o tej dziwnej sytuacji z Marie nie wspomniał, a ja zaczęłam się zastanawiać jaki on może mieć w tym interes… No ale mniejsza. Postanowiłam wyrządzić światu (i sobie, sobie przede wszystkim) przysługę, zapisując Armina do psychologa, takich ludzi powinno się leczyć i odseparować od zdrowej na umyśle części społeczeństwa. Dlatego po lekcji chemii podrzuciłam mu numer jednego z najlepszych psychologów w mieście, mam nadzieję, że zadzwonił i wyślą go tam gdzie jego miejsce, czyli do psychiatryka.
Chcąc odpocząć od denerwujących ludzi wyszłam na długiej przerwie na dziedziniec, tam też jest dużo imbecyli, ale da się znieść. Usiadłam sobie pod drzewem jak najdalej od reszty, jestem typem samotnika, cóż poradzić. Nie lubię jak wokół jest dużo ludzi, ani tym bardziej gdy ktoś narusza moją przestrzeń osobistą. Ja nie interesuje się światem, świat nie interesuje się mną, tak jest dobrze, nie przeszkadzamy sobie nawzajem.
Trochę się rozleniwiłam i nie chciało mi się ruszać tyłka na lekcje, w sumie nawet nie wiem co mam i jakoś mnie to nie obchodzi, jeśli to nie informatyka to przeżyję, gorzej gdybym sama przez swoje lenistwo odcięła się od dostępu do kompa. Tak siedząc pod drzewem doszłam do wniosku, że nie ma sensu ruszać dupy, bo za wygodnie mi się siedzi i wreszcie zostałam sama, bo ludzie poszli albo na zajęcia albo na wagary, a ja miałam spokój. Niestety nie potrwał on długo…
-Nie, nie stawiam więcej na X30, szkoda kasy…-usłyszałam strzępki rozmowy.
Kto wie, sam bot daje rade, ale kontroler do bani. Mój pies pewnie lepiej by nim sterował. W dodatku i tak większość walk jest ustawionych.-Jeden głos rozpoznałam, to Kastiel, bo któżby inny bawił się w hazard łącząc to z walkami botów, drugiego nie mogłam sobie skojarzyć.
-A wiecie chłopcy, że to nielegalne?- wstałam i unosząc brew stanęłam naprzeciwko Kastiela i jakiegoś gostka, którego pierwszy raz na oczy widziałam, nic dziwnego, że nie rozpoznałam głosu.
-Bo znając tego tu-Wskazałam palcem czerwonowłosego palacza –odnoszę wrażenie, że nie rozmawiacie o turniejach tylko o ustawkach garażowców mam rację?- Kastiel tylko zaciągnął się petem, zrozumiałam, że trafiłam w sedno. Za to ten drugi stracił rezon, chyba miał ochotę podejść do mnie przystawić mi piąchę pod nos i rzucić coś typu „Wygadaj a pożałujesz” i już zaczynał się do mnie zbliżać jednak Kastiel go zatrzymał.
-Nie radziłbym, zna aikido.-mruknął mierząc chłopaka wzrokiem.-Ona jest okey.-„Okey” znaczy tyle, że nie puszcze pary z ust i można przy mnie spokojnie rozmawiać, bo sama do świętych nie należę. Miałam ochotę posłać palaczowi spojrzenie z wyrzutem, ale się powstrzymałam. Z chęcią położyłabym na ziemie tego idiotę co się do mnie rzucał, chęć przyłożenia komuś łaziła za mną od kilku dni i gdy w końcu nadarzyła się okazja, ten czerwonowłosy gnojek wszystko zepsuł. No cóż.
-Rozmawialiście o walkach botów, chcę w to wejść.-mówię rzeczowo. Od początku właśnie do tego zmierzałam. Bo czym w końcu jest bot jak nie metalową zabawką, którą można sterować? Idealny zamiennik, zamiast gier garażowce, kit z tym, że to nielegalne to tylko więcej adrenaliny, większe wyzwanie. A jak wspominałam wcześniej ja kocham wyzwania.
-Ty chyba żartujesz? Chcesz obstawiać?-pyta się chłopak, którego imienia nie znam i jakoś nie za bardzo chcę poznać. Miałam zamiar przewrócić oczami, czy ja wyglądam na kogoś kogo interesują zakłady o kasę? Z miejsca zaszufladkowałam tego typa jako idiotę.
-Nie, ona chce walczyć. Chce być kontrolerem.-tłumaczył Kastiel z tym swoim uśmiechem patrząc na tego debila z wyższością i spojrzeniem „naprawdę muszę ci wszystko tłumaczyć, idioto? Masz ty w ogóle mózg? Z kim ja się zadaję”.
-A co będę miał z tego, że cię wprowadzę.-Przenosi wzrok na mnie, odpalając peta i wsadzając go do ust, na których wciąż błąkał się ten kpiący uśmiech.
-50% z każdej mojej wygranej.- Stwierdziłam rzeczowo. Kasa mnie nie obchodzi, nie robię tego dla pieniędzy. Tylko dla samych walk botów.
-Lubię robić z tobą interesy.-jego uśmiech się poszerzył.

W niedziele o północy wylazłam z mojego tymczasowego pokoju starając trzymać się cieni przy ścianach. Sama do końca nie wiedziałam po co. Ubrana byłam na czarno, z nieodłącznym kolczykiem pod wargą i makijażem w postaci czarnego cienia na powiekach i wokół nich, a zrobiłam go tylko dlatego aby łatwiej było mi się wtopić w tłum. Podeszłam do okna na parterze, otworzyłam je i gładko się przez nie prześlizgnęłam. Wylądowałam w kuckach. Zapewne zapytacie się mnie dlaczego wyskoczyłam przez okno zamiast wyjść drzwiami jak cywilizowany człowiek. Odpowiem wam, moja rodzinka, należy do tych co nie ma problemu z pieniędzmi, jesteśmy nawet dość dziani, więc rodzice zainwestowali w bardzo dobry system antywłamaniowy składający się z czujników ruchu. Jeden z takich czujników znajduje się właśnie na progu. Na moje szczęście wyuczyłam się w jakich miejscach na podwórku mogę stanąć bez strachu, że zawyje alarm, a policja zostanie zawiadomiona.
Gdy dotarłam do bramy wstukałam dziewięciocyfrowy kod i brama stanęła otworem. Za nią czekała moja podwózka. Czarny motor Kastiela zaparkowany przed bramą a jego właściciel właśnie kończył palić peta oparty o swoją maszynę.
-Trochę ci zeszło.-wyburczał pod nosem, a ja puściłam jego komentarz mimo uszu. Odpalił maszynę, a ja zajęłam miejsce za nim. Musiałam zepchnąć swoją dumę w kąt aby złapać go w pasie gdy motocykl ruszył z piskiem opon, a musiałam trzymać się mocno bo jeździł jak wariat.
Podróż na obrzeża miasta, nazywane po prostu slumsami dużo nie zajęła. Od razu uderzył we smród ze studzienek kanalizacyjnych, śmietników (w których chyba coś gniło, cuchnęło tak, że nawet zatkanie nosa nie pomogło a wokół zebrał się pokaźny rój wielkich much) oraz wszędobylska woń alkoholi wszelkiej maści. Kastiel zaparkował motor w ciemnym opuszczonym zaułku i zakrył go leżącą niedaleko blachą falistą, aby ukryć go przed jakimiś „cwaniaczkami”, którzy chcieliby go ukraść tym samym pozbawiając nas transportu.
Czerowonowłosy prowadził mnie przez ciemne zaułki, patrzyłam na tynk odpadający z budynków, na wybite szyby.  W pewnym momencie odezwała się we mnie „dziewczęca” część mojej natury, bo gdy zobaczyłam rój karaluchów (wielkości piłek do tenisa!) wyłażących ze studzienki kanalizacyjnej (tuż koło mnie) i chowających się w cieniu to wydobyłam z siebie sopran, którego nawet śpiewaczka operowa nie mogłaby się powstydzić. Przez dwie minuty trzęsłam się ze wstrętem.
W końcu dotarliśmy do opuszczonego magazynu, z powybijanymi szybami, w którym miały się odbyć walki botów. Wszędzie walały się potłuczone butelki.
-Pamiętaj tym razem tylko się przyglądamy. Badamy teren, więc postaraj się nie wychylać. Przedstawię cię kilku osobom więc postaraj się wyglądać na kogoś godnego uwagi.-zmierzył mnie wzrokiem, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Walki garażowców nie bez przyczyny są nielegalne. Powszechnie wiadomo, że na walkach botów można się wzbogacić, a jak na czymś można się wzbogacić to prędzej czy później mafia lub jakiś gang położy na tym łapę. Tak stało się właśnie w tym przypadku, hazard stał się domeną tych walk. Żeby wejść do gry musisz postawić sporą sumę, którą i tak zagarnie jakiś twój przeciwnik. Przecież nie możesz zbyt dużo wygrywać, bo ci co trzymają ten „biznes” w garści będą stratni, dlatego też łatwo skończyć jako gnijące mięso w jednym z kontenerów na śmieci i karmą dla karaluchów gigantów. Lepiej mieć też dobre plecy i nie podpaść komuś kto trzęsie tym lokalem ani ludziom tego kogoś. Bycie kontrolerem lub zwykłym hazardzistą chcącym się wzbogacić to dość niebezpieczny interes, ale… bardzo interesujący. (Nie musze chyba dodawać, że walki botów spędzają sen z powiek policji i innym podobnym służbom i wystarczy choć raz brać udział w czymś takim jako publiczność aby skończyć w areszcie na co najmniej miesiąc lub nawet trafić do więźnia, dlatego lepiej nie chwalić się, że bierze się w tym udział.)
Weszliśmy. W środku było pełno dziwaków. Jako przykład podam dziewczynę z różowym irokezem , który prawie sięgał sufitu, jej skóra pokryta była tatuażami w takim stopniu, że zgadnięcie jej karnacji graniczyło z cudem. Ubrana była na czarno, a jej ramiona jej skórzanej kurtki pokryte były około dwudziestocentymetrowymi ostrymi ćwiekami. No… to tyle jeśli w kwestii wniknięcia w tłum- mission failed.
Nie za bardzo skupiałam się na osobach, którym to Kastiel mnie przedstawiał, to on mówił, ja miałam tylko stać z tyłu i bardziej pełnić rolę ozdóbki niż kandydata do rozmowy. Jestem nowa w tym świecie, nie mogłam się wychylać ani ściągać na siebie zbytnie zainteresowanie, bo to się może źle dla mnie skończyć. Całą moją uwagę przykuwała arena, a dokładniej boty. Arena to blaszane podwyższenie, dzięki, któremu publiczność miała lepszą widoczność. Przyglądałam się jak walczą poszczególne boty. Analizowałam strategie kontrolerów, zwracałam uwagę na szybkość, zwrotność i tym podobne. Muszę w końcu coś wiedzieć o moich przyszłych przeciwnikach.
Jeśli o same walczące maszyny, to nie bez powodu nazywane są garażowacami. W przeciwieństwie do nowoczesnych ludzkich rozmiarów megabotów, )które wyglądały niemal jak człowiek stworzony z metalu ze zwiększonymi zdolnościami motorycznymi i były prawdziwymi maszynami stworzonymi do zabiajnia) garażowce były zlepkiem wszystkiego co można znaleźć w garażu, dosłownie. Stąd właśnie wzięła się ich nazwa. Przeciętnego bota nalężącego do tej kategorii można stworzyć z małego silnika, części samochodowych i obudowy z blachy średniej jakości, lub nawet starego tostera. Ogromna dowolność, jedynym wymogiem jest to, aby boty mogły ze sobą walczyć. W tworzeniu garażowców, konstruktora ogranicza tylko jego wyobraźnia, umiejętności i ilość walającego się w garażu złomu, nic więcej.
Moją uwagę na dłużej przykuł bot X300. Zwrotny, nawet odrobinę humanoidalny, szybki i przede wszystkim wytrzymały. Jednak jego kontroler był do dupy. Robił banalne błędy, nie wykorzystywał okazji co tu dopiero mówiąc o potencjale jaki ma X300. Korzystając z nieuwagi mojego towarzysza, który jednocześnie pełni funkcję mojego ochroniarza i szofera wniknęłam w tłumek i sprawdzając czy nikt na mnie nie patrzy skryłam się za kotarą oddzielającą kontrolerów od reszty. Kontrolera bota, który to przykuł moją uwagę rozpoznałam natychmiast, bo gdy moich uszu dobiegło, że X300 przegrał walkę ten cisnął układem sterowniczym o ziemię.
-Cholerny złom.-warknął.
-Nie należy karać bota za błędy kontrolera.-stwierdziłam sucho. Głowa może kilka lat starszego ode mnie chłopaka skierowała się w moją stronę. Miał wygoloną czaszkę, wielki kolczyk w nosie przypominający ten, który zakłada się bykom i wodniste szare oczy. Ubrany był w stylu punkowym. Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem od góry do dołu.
-Odpierdol się dziewucho.-warknął zbliżając się w moją stronę.-Taka żeś wyszczekana? Chyba nikt dawno ci nie przypierdolił.-Inteligencja neandertalczyka, pogratulować, westchnęłam w myślach.
-Tak jak się spodziewałam.-Odparłam.-Pomyślunku brak.-dodałam robiąc unik bo w miejsce gdzie jeszcze sekundę temu była moja głowa wystrzeliła pięść.-Jestem pewna, że gdyby pierwszy lepszy pijak spod monopolowego zajął twoje miejsce wygrałby więcej razy niż ty.-prowokowałam go.
-Słuchaj no panieneczko- wysyczał przystawiając mi pięść pod nos. Mam cię w garści, przemknęło mi przez myśl, zachowujesz się dokładnie tak, jak przewidziałam.
-Masz coś do niej?!-warknął Kastiel popychając gównianego kontrolera, ten aż się zatoczył. Przypuszczałam, że czerwonowłosy zauważył moje zniknięcie i domyślił się gdzie może mnie znaleźć więc jego pojawienie się wcale mnie nie zaskoczyło. Wręcz przeciwnie, spodziewałam się tego. Kastiel przeszył mnie spojrzeniem „Miałaś się nie wychylać do cholery jasnej!” zdawały się mówić jego oczy, postanowiłam go tymczasowo zignorować.
-Mogę ci udowodnić, że granie botem to wcale nie jest takie wielkie halo. Wygram w finale jeśli choć raz przegram cała moja dotychczasowa wygrana będzie twoja, a nawet jeśli przegram wszystkie to i tak reputacji nie stracisz. Jeśli natomiast wygram nasz mały zakładzik, bot jest mój.-Zaakcentowałam ostatnie słowa.-Rozważ propozycję.-Dodałam gdy Kastiel pociągnął mnie za ramię i poprowadził na tyły magazynu piorunując mnie wściekłym spojrzeniem szarych oczu.
-Czyś ty do reszty zwariowała?! Już pominę nawet fakt, że mieliśmy tylko obserwować, wtopić się! Nie masz jeszcze nawet „pleców” a już rzucasz się na głęboką wodę. Czy ty zdajesz sobie sprawę, w jakie gówno możesz nas wpakować?! Czy dociera do ciebie jak niebezpieczne jest podpadanie ludziom tutaj? Jeśli nie to  ci powiem: śmiertelnie niebezpieczne.-wysyczał mrożąc mnie spojrzeniem. Nie skuliłam się, nie wystraszyłam, a moje spojrzenie nie traciło rezonu i spokoju.
-Doskonalę zdaje sobie z tego sprawę.-odparłam spokojnie.- Wiem jakie to ryzyko, ale to ryzyko konieczne. Gdyby takie nie było bym się go nie podjęła. Prawda jest taka, że aby zaistnieć w tym świecie, czy cokolwiek zarobić potrzebny jest bot. A ja nie znam się na robotyce. Mogę zaprogramować, przeprogramować ale go nie skonstruuję, do cholery jasnej!- W ostatnim zdaniu podniosłam głos, jednak szybko opanowałam zbędne emocje.-Mam plan.
-A jeśli ten twój wspaniały plan nie wypali to co wtedy?
-Wtedy w najgorszym wypadku robimy za karmę dla karaluchów, a w każdym razie ja, bo ty posiadasz środek transportu.-stwierdziłam rzeczowo.

Jak przewidziałam gostek się zgodził, trochę nas przy tym nawyzywał, ale się zgodził. Pierwszym czym się zajęłam było rozpracowanie panelu sterującego i sprawdzeniu jakie ruchy mocno poturbowany X300 może jeszcze wykonywać. Sterowanie botem okazało się naprawdę emocjonującą zabawą. Przede wszystkim wykorzystywałam zwrotność bota, dzięki niej mogłam wykorzystać moją ulubioną technikę, podstawę aikido: użyj siłę i szybkość przeciwnika przeciwko niemu. Starałam się przewidywać jakie manewry wykonają boty przeciwników, co mi się udawało. Nie wiem, który już raz dziękowałam Bogu za mój analityczny, skupiający się na szczegółach umysł. Nie przegrałam ani razu, doszłam do finału. Miałam walczyć z na pierwszy rzut oka potężniejszym ode mnie przeciwnikiem. Na pierwszy rzut oka.
-To ustawka, musisz przegrać. –powiedział do mnie Kastiel z grobową miną. Zabrzmiał dźwięk symbolizujący początek walki.
-Nie przegram nie ma takiej możliwości. Nie mogę stracić bota, polubiłam go. W dodatku już powiedziałam, mam plan.-odparłam w tym samym czasie unikając ataku bota przeciwnika.
-To może mnie w ten plan wtajemniczysz?- prychnął.
-Przeparkuj motor, będzie nam potrzebny.

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 5

Armin
Rutyna, rutyna i rutyna. Tamtego dnia, po kąpieli mając mokre, te moje czarne włosy wciąż czułem się cholernie zmęczony. I tutaj był problem. Miałem kosmiczną ochotę zagrać. Popykać. Ponawalać. Wiecie, o co mi chodzi. Ale nie miałem siły.
Chęć korzystania z czasu offline'owania Shadow Huntera i podexpienia zwyciężyła. Alexy spojrzał na mnie z politowaniem.
- Ty tak serio?
 Obróciłem się i przybrałem głupi uśmieszek maniaka (oczy szeroko otwarte, brwi nie-podniesione i tak dalej), zaśmiał się.
- Armin, gnojku, idź spać.
- Wypodskakuj mi w podskokach z tego pomieszczenia! - wstałem i próbowałem wypchnąć go poza próg Twierdzy. Na próżno, byłem bezsiły.
Ale poruszanie palcami nie jest tak męczące. Podexpiłem do next lvl'a.
Ale za to szybko zasnąłem!
Wstałem i ubrałem się inaczej niż zawsze. Alexy mi proponuje "jakby się tu obrać", sprawia mu to ogromną przyjemność, a że nie zwracam na to zbyt wielkiej uwagi (jestem tylko facetem, w dodatku nie-gejem) to pozwalam mu na to. Chociaż myślę, że ta apaszka, kamizelka wygląda trochę snobistycznie. Sam jestem nieco drobnej budowy. Ubrałem granatową luźną bluzę i jeansy. Wyglądałem tak normalnie, eh.

Noemi
Kolejny dzień wydaje mi się piękny i cudowny, Nie dlatego, że słonko świeci czy ptaszki śpiewają, bo ja mam w dupie takie rzeczy. Ten dzień jest wspaniały, bo mój młodszy brat umówił się od razu po budzie ze swoją dziewczyną do knajpki, a później do kina, matka ma na drugą zmianę więc wróci późno, a ojciec jeszcze w delegacji. Ten dzień należy do mnie! Mogę sobie pójść do kafejki internetowej, nawalać ile wlezie i mieć czyste konto, uwielbiam dzień dzisiejszy!
Przekraczam właśnie bramę budynku, który na kilka godzin stanie się moim więzieniem. Przechodzę przez szkolny dziedziniec.
-Cześć PCmaster.- Na dźwięk tej cholernej ksywki z gimnazjum staję w pół kroku. Odwracam głowę i mierzę opierającego się o ścianę szkoły Kastiela, który kończy wypalać peta. "PCmaster" nienawidzę tego przezwiska, a on doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego już od dłuższego czasu mnie nim drażni. Uśmiecha się do mnie w ten swój cyniczny lekko kpiący sposób.
-Jesteś "czarnym koniem" nieźle się obłowiłem podczas wczorajszych zakładów, wszyscy stawiali na Kim.- Urządzili sobie zakład? W sumie dlaczego to mnie dziwi, faceci to prymitywy. Odwracam się na pięcie ignorując go i kieruję się do szkoły.
-Co tak śpieszno PCmaster?- Mam ochotę zacisnąć dłonie w pięści i zedrzeć mu ten uśmieszek z ryja, jednak nie mogę dać się sprowokować i dać mu satysfakcji, w dodatku sojusz to sojusz.
Umowa między nami jest taka: jemu udaje się ukraść klucz od pokoju nauczycielskiego. Po szkole włamujemy się do budynku, on staje na czatach a ja włamuję się do systemu, zmieniam nam oceny tak aby uzyskać dopuszczające, jemu czasem usuwam nieusprawiedliwione nieobecności (lubi sobie powagarować) i znikamy. Nauczyciele w tej budzie są tak durni, że nawet nie potrafią sprawdzić czy ktoś się włamał na teren szkoły. Włamanie do systemu jest bułką z masłem, mają bardzo słabe zabezpieczenia, a ja mam głowę do łamania haseł i do komputerów, może i nienawidzę tej ksywki ale nie bez powodu w gimnazjum nazywali mnie "PCmaster".
Ignoruję Kastiela i wchodzę do szkoły.

Armin
Ostatnią lekcją był wos. Nasza nauczycielka jest gruba i brzydka. Ma brodawki. Nazywa się Grażyna. To dla mnie wystarczający powód, by jej nie znosić (nie potrzebuję zbyt wiele, by kogoś nie lubić). No, i jeszcze ma twarz jak dzik, tzn. locha. I plombę w zębie. I kompletnie nie nadaje się do tego, co robi. Na prawdę. Nienawidzi młodzieży, dzieciaków, wszystkiego, co hałasuje i się rusza (i śmiem zaryzykować, ze nie ma męża). Tak czy siak nawalałem w Piano Tiles 5, wiecie, trzeba dotknąć tylko czarne pola, nie białe, ciągnąć te niebiesko-czarne, czasem kilka razy uderzyć z jedno pole, robić spiralki i tak dalej, i jedno czarne pole to jakiś dźwięk, a waszym zadaniem jest zagrać całą melodię narzuconą przez twórców głupiej gierki na smartphone'ie, która przyspiesza. Wymaga to dobrego refleksu i zręczności. I strasznie wciąga, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi rywalizacja z innymi.
I właśnie byłem bardzo daleko, a melodia kosmicznie zapieprzała, jednak byłem opanowany, dawałem radę i w tamtej chwili byłem pierwszy wśród moich znajomych.
- Kolego, z ostatniej ławki! - usłyszałem krzyk Grubej Dziczycy Lochy Władczyni Lasów. Myślałem, że mnie kurwica weźmie.
- Miałem rekord! - pod wpływem impulsu wydarłem się z żalem w głosie. Kilka osób zaczęło się śmiać.
-Słucham...? - Kurwa, kurwa, kurwa, jestem w ciemnej dupie. W imię ojca i syna. Dlaczego się odezwałem. Będę miał przesrane do końca kilku lat, czy roku, zależy czy nam zmienią nauczyciela (tutejsi pedagodzy bywają cholernie pamiętliwi).
-Przepraszam - to wydała mi się najbardziej odpowiedzialna odpowiedź, chociaż miałem ochotę coś jej zrobić. Cholerny rekord, byłem tak daleko. Najlepsze jest to, że na tych lekcjach większość klasy siedzi na smartphone'ach. Siedzą na głupich witrynach internetowych i dokumentują każdą chwilę swojego życia, a zwłaszcza te, w których spożywają te śmieszne środki halucynogenne, czy gazy rozweselające w proszku (zwykle tak super wyglądają, bo są brokatowe i mają jakiś kolor, niektórzy mówią, że określone kolory to "smaki"; powody do śmiechu, czarne to rasistowskie, czerwone to związane z zabijaniem, różowe erotyczne, pomarańczowe sprawiają, że osoba sama nie wie, z czego się śmieje a żółte - najłatwiej dostępne - są ogólne, oczywiście jest ich więcej, ale aż tak w tym nie siedzę), odważniejsi słuchają iDoose nawet na lekcjach (dragi w postaci dźwięków), strzykawki zawsze fascynowały, ale teraz powstało coś zupełnie nowego, polega na tym, że zasysasz herę, amfę, co tam chcesz do takiej szklanej rurki, umieszczasz przy żyle i pozwalasz płynowi ociec w dół, a on sam wniknie w żyłę. Magia, co nie?
Chwilunia, rozpisałem się o dupie Marynie. Wracając do wosu. Nasi nauczyciele swoje kompleksy często wyładowują na podopiecznych. Czekał mnie wykład o tym, jaki jestem niewychowany.
- Po co ty tu siedzisz? - zaczęła od tych słów.
- Taki mam zasrany obowiązek. Siedzieć tu i być tu. Gdyby mnie tu nie było miałbym problemy - niechcący byłem szczery.
- Ty chyba robisz sobie ze mnie jaja - przechodziła do krzyku - ROBISZ SOBIE ZE MNIE JAJA?! JAK TY SIĘ ZACHOWUJESZ?!
- Spokojnie, proszę pani.
-JESTEM SPOKOJNA!!! - prawie ją trzęsło. Rycząc trochę się obśliniła, fuj.
- Nie lubię, gdy otaczają mnie zdenerwowani ludzie. - chyba najbardziej denerwował ją mój spokój.
-MASZ PRASÓWKĘ?!
-Proszę?
-PYTAM SIĘ CZY MASZ NA DZISIAJ PRASÓWKĘ?
-Mam. - szyderczo się uśmiechnąłem. Armin - 1, Gruba Locha - 0. Podszedłem z zeszytem. Sam się zdziwiłem, że ją zrobiłem, w sumie to Alexy mi przypomniał, wie, że zawsze o tym zapominam. Magia bliźniaków.
Zerknęła na zeszyt i stwierdziła, że mnie nienawidzi. Rzuciła nim do przodu na pierwszą ławkę i zaczęła mieć humorki jak ciężarna (nie była wtedy ciężarna; 1. jest brzydka i nikt jej nie chce 2. jest stara).
- Nie sprawdzę tego. Zastanowię się.
- Nad czym...?
- Długo podchodziłeś do biurka. Nie mam na ciebie tyle czasu. - niee, serio? Ona tak w ogóle może? milczałem. A ją zaczynało znowu nosić.
- DLACZEGO TAK, DZIECKO ZACHOWUJESZ SIĘ NA MOJEJ LEKCJI? - Nauczyciel, jak to nauczyciel kocha rozżalać się nad jedną głupią sytuacją - CO TY W OGÓLE ROBISZ? POWINIENEŚ NOTOWAĆ, TELEFONY KOMÓRKOWE SĄ ZABRONIONE!! - "Telefony komórkowe" brzmiało strasznie staroświecko.
- Złość piękności szkodzi. - Skoro mam przesrane, to dlaczego by się nie pogrążyć? Brawo, Armin, jesteś kretynem, ostatnim idiotą.  Jeszcze się tak chamsko uśmiechnąłem. Jej wyraz twarzy zdecydowanie mówił więcej niż tysiąc słów. Zdecydowanie. Zapadła cisza.
Nagle wydarzyło się coś, czego w życiu Romana bym się nie spodziewał. Noemka wybuchła śmiechem. Noemka, rozumiecie? Wiecie, co to by oznaczało? Że Noemka jest człowiekiem! To chore. Chore, chore, chore. Ona nigdy się nie śmieje. NIGDY. Co jeszcze dziwnego się dzisiaj stanie? Chyba wolę nawet o tym nie myśleć.
Noemka śmiała się. Nie uśmiechała się. Ona się śmiała. Głośno. W środku lekcji. Jezus, Maria, mogę już umierać. :')))

Jeśli Noemka jest człowiekiem to:
  1. Ma uczucia?
  2. Ma fizjologiczne potrzeby,
  3. Oddycha.
  4. Też nudzi się na wosie (to raczej oczywiste, w sumie nawet cyborg by się tu zanudził)
  5. Chwilunia, ma uczucia, co?
  6. Z jakiś powodów nie okazuje uczuć i nie rozmawia z innymi ludźmi.
  7. Nie obchodzi mnie to.
Noemi
Wos. Jedna z najnudniejszych lekcji w tej budzie. Dłuży się niemiłosiernie, w dodatku moją niechęć do tego przedmiotu pogłębia stare grube babsko potocznie nazywane nauczycielką. Zwykle lekcja wygląda tak: 10 min-sprawdzenie obecności, 15 min- sprawdzenie prasówek plus okazyjnie udupienie jakiegoś ucznia, następnie podaje jakieś punkty do zeszytu i zaczyna wykład, którego i tak nikt nie słucha. Każdy ma ciekawsze zajęcia. Większość wpatruje się w małe ekraniki smartfonów i sprawdzają swoje portale społecznościowe. A ja? Tradycyjnie na tej lekcji uderzam w kimę. Dla mojego mózgu słowo „wos” jest równoznaczne z „drzemka”.
Jak zwykle okupuję ostatnią ławkę, tuż za Lysandrem. To spokojne miejsce, z daleka od wiecznie wkurwionego spojrzenia lochy, jest tu cicho i można się spokojnie przespać. To znaczy można by było. Gdyby nasza jedyna i wspaniała Pani Dzik nie przyczepiła się Armina, który nie wprowadził w ruch piekielnej maszyny i sprowadził lawiny w postaci wrzasków Lochy. Moje biedne uszy. Do czego ten świat zmierza, że nawet na wosie- cholernie nudnym, wosie, którego nawet nauczycielkopodobne coś ma wyraźnie dosyć- nie można było się zdrzemnąć. Dochodząc do wniosku, że najprawdopodobniej nie uda mi się oka zmrużyć,( bo jak Locha zacznie wrzeszczeć, to już nie ma przebacz) z nudów zaczynam się przyglądać ludziom wokół mnie. Moje spojrzenie, które dzisiaj zrobiło się dziwnie ciekawskie,( co zapewne było spowodowane wkurwem na brak dostępu do kompa, który ani przez sekundę nie dawał mi spokoju) powędrowało w kierunku zawzięcie bazgrzącego coś Lysandra. Co on? Notatki robi? Na wosie? Coś mu na rozum padło? Na wosie nawet Nataniel, wzorowy uczeń, przysypia. Przesuwam się na puste krzesło obok mnie, aby mieć lepszy widok. Zaglądam mu przez ramię aby mieć jako taki wgląd w jego bazgraninę, o dziwo pismo okazuje się czytelne. Śledzę wzrokiem tekst. 
"Gruba locha zaczyna polowanie"
Siedzi, patrzy spoza szkieł,
Z ust wystaje złoty kieł,
Obrosła w tłuszcz, to się zdarza,
Lodowym sercem i wzrokiem zamraża.
"Wstrętne małpy" na nas mówi,
Zaraz wszystkie włosy zgubi.
Od paskudnych bachorów nas wyzywa,
Straszy, skarży i rodziców ciągle wzywa.
Locha, Graża, tak ją zwą
Czuć od niej dziki swąd.
Nie mieszka w puszczy, lecz w oborze,
W środku lasu, o mój Boże...
Czy to patrzy teraz na mnie?
Jezus, Jezus, zaraz wpadnę!
Pałka, zapałka, dwa kije,
Zaraz tutaj chyba zgniję.
Stawia jedynki, jedna za drugą,
Oznacza je czerwoną smugą.
Krzyczy, wrzeszczy, ślina cieknie,
Nikt już przed nią nie ucieknie!
Drze się, piszczy, wzywa Boga, 
(w międzyczasie je twaroga)
"ZEPSULIŚCIE MOJE SZYKI!"
Słychać wszędzie dzika ryki.
Chyba zaraz ją rozsadzi 
i pomyśli ze dwa razy,
"żeby oni nie istnieli,
No i same pały mieli"
Nie jestem w stanie doczytać tego wiersza do końca. Nie mogę się powstrzymać, wybucham śmiechem. Próbuję się uspokoić ale to na nic, jak nie śmiech to chichot, łapię się za brzuch. No, no Lysiu (jak to zwykła mówić na niego Rozalia) tego się po tobie nie spodziewałam. Masz wspaniały talent liryczno-literacki! Powinien to opublikować!
Białowłosy chyba zdaje sobie sprawę co spowodowało mój nagły wybuch wesołości, bo robi się czerwony jak burak i z prędkością światła chowa notatnik do plecaka, a ja ocieram łzę z oka.

Armin
Wychodząc ta... eh, dała mi pałkę zapałkę, za prasówkę, którą miałem. Można było się tego spodziewać.
Wychodząc z klasy usłyszałem podniecony głos Noemki (kocham tak przekształcać jej imię), jednak przez gwar szkolny nie udało mi się wyłapać, co mówi. Chwilunia, Noemka i podniecony głos? Zwracała się do Lysandra. Coś mi tu nie pasuje. Coś tu jest chore. Dziwne. Może mi się to wszystko śni? Uszczypnięcie try razy w przedramię. Nie obudziłem się. "A ty nie powinnaś ingerować w moją prywatność" powiedział wtem Lysander. Noemka i ingerowanie w czyjąś prywatność? Jejku, coś jest nie tak.
Słuchawki na uszy. Wszystko pod kontrolą.

The black Keys -> Brothers -> Everlasting Light

Muzyka z 2010 roku, staroć. Ale nawet lubię starocie. Czasem słucham jeszcze starszej, nawet z lat 80-90. To napraawdę stara muzyka. Teraz z magii rocka niewiele wypływa. Mówi się, że to, co było do wymyślenia już zostało wymyślone. Obecnie prawie wszyscy słuchają rapu, techno, dupstepu, wszystko co elektryczne, ja jednak zostałem kilkadziesiąt lat do tyłu. I tak jest chyba dobrze. Jak dla mnie.
Postanowiłem zrobić coś strasznie społecznego, ze swojej woli, serio. Nie uwierzycie, co wymyśliłem. Będę swój wolny czas tracić na przebywanie z INNYMI LUDŹMI. Nikt mnie to do niczego nie zmusił serio. Postanowiłem wybrać się do kafejki internetowej. Po prostu chciałem trochę odpocząć od Alexy'iego.

Noemi
Gdy tylko przekraczam próg mojej ulubionej (bo najbliższej) kafejki internetowej wita mnie wspaniały zapach wszelakiej maści kawy. Od cappuccino, przez latte po expresso. Uwielbiam ten mocny aromat. Jednak nie jestem tutaj dla kawy (chociaż nie pogardzę), jestem tutaj dla neta. Rozsiadam się wygodnie przy komputerze, który chyba można nazwać moim zastępczym. Jestem tutaj stałym bywalcem, dlatego nie dziwi mnie gdy przychodzi do mnie kelnerka, stawia przede mną filiżankę mocnej czarnej kawy bez cukru, mówiąc aby szlaban nie dłużył mi się za bardzo… Tak, wszyscy dobrze mnie tu znają, jestem tu zawsze, gdy uda mi się wyrwać, a chęć nawalania jest tak wielka, że znoszę obecność dużej ilości ludzi wokół mnie. A o szlabanie wiedzą stąd, że raz przez przypadek zawitała do tej kafejki moja matka, a że wtedy miałam szlaban niemal dosłownie wyciągnęła mnie za uszy prawiąc mi kazanie w pomieszczeniu pełnym ludzi…
Biorę łyk kawy i loguje się na moje konto w grze. Wreszcie, wreszcie i nareszcie! Miałam wrażenie, że zamiast intra z gry w moich uszach rozbrzmiewa śpiew chóru anielskiego. Tak wróciłam, w końcu! Może to było kilka dni, ale dłużyły mi się jak wieczność, na szczęście teraz wróciłam na swoje terytorium. Moje własne prywatne królestwo, w którym nikt mi nie podskoczy.
Nigdy nie zawracałam sobie głowy wbijaniem lvl na siłę, wskoczył mi na wyższy to okey, nie to też dobrze. Lubię wyzwania, chyba wręcz kocham. Ubóstwiam gdy ja będąc na silverze pokonuję przeciwnika o wyższej randze, nie ma lepszego uczucia. Raz walczyłam chyba cztery godziny z gościem na cristalu, nigdy chyba nie byłam tak wykończona, to było największe wyznawanie jakie przyjęłam. Przeskakiwałam z padów na sterowanie za pomocą egzoszkieletu, gdy niemal padałam ze zmęczenia znowu na pady lub klawiaturę i tak w kółko. Odbierałam mu cholernie mało hp, a dla niego byłam na hita. Jedno uderzenie i byłoby po mnie, dlatego robienie uników było głównym punktem mojej strategii. Nie mogłam pozwolić żeby mnie trafił. Byłam ja ta natrętna mucha, która za wszelką cenę chce na tobie usiąść i której nie idzie odgonić. Pod koniec meczu byłam tak wykończona, że nie mam pojęcia jak udało mi się wygrać. Ale udało! Pamiętam, że pomimo mojego wykończenia skakałam po pokoju z radości. A czytanie bluzgów jakimi obrzucał mnie mój przeciwnik było po prostu poezją. A skoro o poezji mowa to wciąż uważam, że Lysander powinien opublikować ten wiersz, oczywiście po małych poprawkach, w końcu ten utwór był pisany na żywioł prawie, że pod nosem Lochy.
Zaczynam mecz, z mało wymagającym przeciwnikiem. Koleś mnie nuży, jest bardzo przewidywalny. Nagle przez okno zauważam dwie znajome postacie , które zmierzają do kafejki. O nie tylko nie oni! Nie wchodźcie tu, nie wchodźcie tu, zaklinam was, słyszycie mnie, zaklinam!
Mam ochotę zniknąć, zapaść się pod ziemię, cokolwiek. Odwracam głowę modląc się, żeby Nick wraz ze swoją blond dziewczyną (której chyba było na imię Marie, jeśli dobrze pamiętam. Nigdy mnie to za bardzo nie interesowało, gdy przyprowadzał ją do domu po prostu siedziałam w Norze i grałam.) Niestety zauważył.
-Noe, a co ty tu robisz?- Pyta się mnie niby zdziwiony, jednak wiem, że kpi ze mnie, ten jego ton oznacza, że będę miała przesrane, o ile dobrze tego nie rozegram. Odwracam się do niego jakbym była czymś oburzona i coś mocno mnie ubodło.
-A od kiedy ty prowadzisz się z Mandy?- Celowo przekręcam imię, żeby dziewczyna mogła pomyśleć, że mój brat miał inną, którą zdradza z nią. Widzę na jej twarzy uczucia, które chciałam wywołać, zazdrość, gniew, oburzenie i niedowierzanie. Idealna mieszanka wybuchowa. Teraz twój ruch braciszku, co zrobisz. Mierzymy się spojrzeniami. On wie, że jak mnie udupi w domu, to nie odkręcę tego całego zamieszania z imieniem, a wręcz przeciwnie. Co prawdopodobnie poskutkuje zerwaniem. Szach.
-To chyba moja sprawa z kim się spotykam.- Głupi ruch, naprawdę głupi ruch. Chciałeś uniknąć mojej pułapki, bardzo nieudolnie. Ledwo powstrzymuje się od uniesienie brwi i szatańskiego uśmiechu i już mam powiedzieć „ Miałam cię za kogoś lepszego. Tak bawić się uczuciami, co może i ją niedługo kimś zastąpisz?” Gdy dzieje się coś, czego nigdy nie byłabym w stanie przewidzieć

Armin
Usiadłem w poduszkowcu (kondycja nerda nie chce iść na drobny spacer i prosi o podwózkę, dlaczego nie?)  obok jakiejś dziewczyny. Czułem na sobie nienawistny wzrok starszej pani obok. No way, zaraz i tak miałem wysiadać, a kobiecie ktoś inny ustąpił miejsca, oczywiście po fakcie, gdy zbluzgała mnie w głowie. Tak czy siedziałem i czekałem na coś niesamowitego. Zawsze tak robię, tak na lekcjach, obiedzie, ciągle i rzadko kiedy coś się dzieje. Dziewczyna obok miała długie, brązowe loki i była jakaś dziwna. W sumie zastanawiałem się, czy by sobie z nią nie pogadać, ale na dłuższą metę mogłaby za mną nie przepadać widząc wzrok tej babci. Chyba jestem idiotą, sam nie wiem.
 Okej, wysiadłem po dziesięciominutowej podróży tą maszyną.
Przekroczyłem próg kafejki, a tu, uhm, ot niespodzianka.
Noemka (we własnej osobie) i jakiś chłop + jakieś blond dziewcze do pakietu. Czyli chyba prowadzi się z tym całym Nickiem, w sumie co mnie to.  Chociaż przecież tam jest druga dziewka.
Ale chciałem odwalić coś głupiego. Oparłem się o ramę drzwi nasłuchując.
- Noe, co ty tu robisz? - Powiedział zdziwionym głosem z nutką kpiny i sarkazmu. "Noe", pff, tylko ja mam prawo przekręcać jej imię. Był wysoki, miał ciemne włosy do ramion, spięte w kitkę (miał ładne włosy, na jego miejscu bym tak ich nie czesał), zielone oczy i coś chamskiego w sobie. Nie wiem co. Może po prostu czułem do niego coś złego za to "Noe".
- A od kiedy ty prowadzisz się z Mandy? - ton jej wypowiedzi był dziwny. Jakby biednego chłopaka obwiniała o tę blondynę. Stałem i wsłuchiwałem się dalszej rozmowie.
-Nonono, co my tu mamy? - podszedłem do nich ze skrzyżowanymi rękami i dziwnym uśmieszkiem- Noemi i jej ten słynny fagas, masz na imię Nick, jeśli pamiętam, prawda?-Jednak nie było tak supi jak myślałem. Noemka patrzyła na mnie baranim wzrokiem, a blobyna po prostu wybuchła. Uhhh może, to jednak nie był jej chłopak.
- Ty draniu! Jak mogłeś...? Jeszcze z tą brudną dresiarą? Nie wierzę, to się dzieje naprawdę? Nienawidzę cię! - po czym spoliczkowała tego chłopa i pospiesznym krokiem wyleciała z kafejki. Nie mogłem się powstrzymać, parsknąłem śmiechem. Rycerz Nick poleciał za damą i zostaliśmy wtedy sami z Noemką. Miałem zamiar czmychnąć, ale ona tę chęć chyba ode mnie wyczuła, bo popatrzyła na mnie wzrokiem, który automatycznie wlepił moje ciało w podłoże.
-Co.. Ale, ty... co...? - Nie mogła się wysłowić. Styki jej się przegrały.
-Chyba coś spieprzyłem - Nawet mówiąc takie słowa nie opuściłem swojego dziarskiego tonu i głupiego uśmieszku. I automatycznie zacząłem się z siebie śmiać. Boże, jestem nienormalny.
- Co, to nie był jednak twój chłopak? - śmiałem się, a ona w tej chwili znowu mocno mnie nienawidziła. Facepalm od jej strony, miło, bardzo dziękuję. To już drugi w tym tygodniu.
- To był mój brat, idioto
-Ups - i i tak się śmiałem.